Strona główna
                                       
Świadectwa otrzymanych łask

40 lat po śmierci Ojca Pio, po ekshumacji w 2008 roku wydarzył się cud dla mnie.
Palcem po informacji w dwutygodniku „Ojciec Pio” kreśliłam trasę: Asyż – San Giovanni Rotondo, myśląc: Św. Franciszku i Ojcze Pio nie stać mnie, mogę tylko pomarzyć...
I stał sie cud - pojechałam.
Ksiądz pożyczył mi pieniądze i moje marzenie stało się rzeczywistością - pojechałam do Asyżu do Porcjunkuli i San Giovanni Rotondo. Mogłam uklęknąć przy grobie św. Franciszka, skupić się na modlitwie i św. Ojca Pio zobaczyć, to było niebywałe, dla mnie to cud, nigdy nie zapomnę.
Kocham Was moi ukochani Święci i Boże z Mamą Maryją.

Irena
P.S. Moje córki przyniosły sobie na świat patrona św. Franciszka, Ola urodziła się 4 października, Asia 1 sierpnia, w wigilię Odpustu Porcjunkuli.

Poznałam i pokochałam Świętego Ojca Serafickiego z Asyżu, II Jego Zakon Klarysek, naszą patronkę tercjarzy, błogosławioną Anielkę Salawę. Kochałam ją od chwili poznania, jej obrazek był zawsze ze mną.
Nadeszła choroba – Zespół Parkinsona. Tygodnie niedowładu ciała, leżenie w łóżku. Kochałam i modliłam się. Czułość, miłość, poświęcenie okazywane mi w chorobie przez bardzo schorowanego męża, chrzestne córki, Mariolkę i Basię, przez bliskich memu sercu, przez lekarzy i siostry szpitalne są nie do opisania. Odwiedziny św. Franciszka w relikwii przyniesione przez przełożoną wspólnoty FZŚ, s. Anię do szpitala i domu, były dla mnie radością i pokrzepieniem.
9 listopada 2012 roku pani doktor w szpitalu im. S. Leszczyńskiego w Katowicach Wełnowcu była świadkiem cudu! Miałam nie chodzić, wózek inwalidzki stoi w domu, a ja 2 dni przed wyjściem ze szpitala przy pomocy chrześnicy Mariolki zrobiłam pierwsze kroki. Wzruszenie i łzy w oczach męża! Radość pacjentów i rehabilitantów – ich poświęcenie w czasie choroby (...) oraz pomoc i serce przełożonej s. Ani udzielana każdego dnia.
To dar od Boga nie do opisania. To był cud dla wszystkich, z którymi się spotkałam na łożu boleści, niedowładu ciała.

Irena ze Świętochłowic.

Pragnę w kilku słowach podzielić się moim doświadczeniem życia ze św. Franciszkiem z Asyżu.
W dniu przyjazdu na rekolekcje poszłam do kaplicy i zobaczyłam obraz inny niż wszystkie. Św. Franciszek zdawał się mówić do mnie: o nierozumna i małej wiary, po co właściwie tu jesteś? Ręce mi opadają, bo już od 10 lat ci tłumaczę jak nieść "pokój i dobro" ludziom. Ty jednak nadal nic nie rozumiesz.
Jakby automatycznie nasunął mi się inny obraz, bardziej realny i współczesny. Kiedy to ks. Jerzy Popiełuszko był naciskany przez swych przyjaciół, aby komunistyczne zło piętnować z imienia i nazwiska, wtedy ks. Jerzy zakrył twarz dłońmi, a po chwili milczenia powiedział zebranym: "czy wy naprawdę nic nie rozumiecie - zło dobrem zwyciężaj".
Wtedy pomyślałam, że te dwa hasła można by połączyć: "pokój i dobro, a zło dobrem zwyciężaj". Jestem przekonana, że św. Franciszek i Jego nauka była, jest i będzie zawsze aktualna. Ważne tylko, aby chciano jej słuchać i wcielać w życie.
Przed dziesięcioma laty zostałam zaproszona do komisji skrutacyjnej na spotkanie wyborcze wspólnoty - tak do dziś zostałam we FZŚ. Staram się czynnie uczestniczyć w życiu wspólnoty i dbać o jej rozwój.

Urszula z Rudy Śląskiej

(...) w moim sercu jest tyle spotkań z żywym Franciszkiem i proszę Cię Jezu pomóż mi ułożyć te myśli na papierze, by były zrozumiałe. W roku 1982 w kościele Wniebowzięcia NMP przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej prosiłam Matkę o pracę i w tym dniu bardzo szybko zostałam przyjęta do pracy w Sądzie Rejonowym w Wodzisławiu Śl. Nie mając średniego wykształcenia, a pracując jako sekretarz sędziego bałam się, że będę zwolniona, choć pracę wykonywałam solidnie. Gdy nastała Solidarność, proboszcz Płonka uroczyście włożył do niszy ściany na dziedzińcu sądu figurę św. Franciszka. Od tej pory myślałam o Matce Bożej, o św. Franciszku, nie powinnam się bać, to miejsce gdzie pracuję było kiedyś zakonem św. Franciszka. Czytając w gablotce dowiadywałam się o zakonie św. Franciszka, ale mnie tam nie pociągało, wówczas paliłam papierosy, to jeszcze nie był ten czas. Franciszek stał na dziedzińcu sądu, zachodziłam tam rozmawiając o swoich kłopotach, zapragnęłam kupić Brewiarz dla świeckich, by modlić się tak jak św. Franciszek. Modlitwy z brewiarza mnie porywały coraz dalej, głębiej ku Ojcu niebieskiemu. Trudno mi zebrać myśli i opisać, że tym wszystkim kierowała Matka Boża i tak się stało w Szczyrku na Górce w 1991 roku. W cudowny sposób po wyjściu z kościoła zakupiłam małe Ewangelie ze zdjęciami z Ziemi Świętej, mapkami, gdzie wędrował Jezus, od tego czasu czytając Ewangelię moje myśli były jaśniejsze, zaczęłam rozumieć Ewangelię, lepiej poznałam Jezusa, pragnienie Jezusa, i tak po tej uczcie przestałam palić papierosy, od tego czasu zaczęto mnie uważać za nawiedzoną, zaczęły się dla mnie schody, a ja trwam przy Jezusie i mam pokój i dobro.
W tych trudnych chwilach ta mała Ewangelia mnie pocieszała, oglądając te miejsca, dotykając myślami stało się coś co było dla mnie nagrodą – moja siostra Teresa zabrała mnie w 2000 roku do Ziemi Świętej, Moje nogi i moje ręce dotykały tych miejsc, które wcześniej dotykały me myśli. W Betlejem, w Galilei czułam obecność Matki. Obecnie myślę, że to św. Franciszek chciał mi pokazać swoje miejsca i tak się też stało – Franciszek zabrał mnie w podróż, mogę zawołać to żywy św. Franciszek, bo w miłości to co umarło, przez Boga Ojca zostało ożywione. Jak to się stało, że tym razem św. Franciszek zabrał mnie w podróż? – W tym wszystkim była obecna Matka Boża.Gdy 2 marca 2013 roku modląc się w kościele na różańcu, prosząc Matkę o ulgę w cierpieniu, o godz. 7.20 moja mama odeszła do Pana.
W tym też miesiącu przy kościele Wniebowzięcia NMP było braterskie spotkanie braci i sióstr św. Franciszka, na które poszłam po raz pierwszy. W październiku chodziłam na Nowenny ku czci św. Franciszka i po niedzielnym nabożeństwie w zapowiedziach usłyszałam, że jest wyjazd do Częstochowy na nocne czuwanie, postanowiłam pojechać. W drodze do Częstochowy ks. Mateusz mówił, że organizuje wyjazd do Włoch, gdy usłyszałam Asyż, jakby serce podskoczyło, byłam zdecydowana pojechać. Moje myśli biegły do Matki Bożej, do św. Franciszka, jak to będzie. Te zdarzenia łączyłam ze sobą, one ukazywały mi bliskość matki Bożej na Górce w Szczyrku, w Częstochowie ze św. Franciszkiem. Wyjazd do Włoch miał się odbyć 1 sierpnia 2014 roku, tj. w piątek, wcześniej, bo w poniedziałek była pielgrzymka z kościoła św. Herberta do Matki Bożej w Szczyrku. Na Górce dziękowałam Matce, że pojadę do św. Franciszka, mówiłam, że bardzo pragnę być tam blisko św. Franciszka, by można swobodnie w ciszy pobyć z Ojcem Franciszkiem. Z programu wynikało, że 2 noclegi będą w okolicy Asyżu. W ósmym dniu pobytu moje serce ogromnie się rozradowało, nocowaliśmy blisko Matki Bożej Anielskiej w hotelu św. Franciszka i Antoniego – czy to nie cud? dziękując ogromnie św. Franciszkowi, zrozumiałam, że to ręka Matki Bożej i św. Franciszka, odebrałam to jak nagrodę, bo w 2011 roku w Krakowie zakupiłam 11 małych książeczek z małym krzyżykiem z San Damiano, 10 książeczek rozdałam.
W moim życiu było wiele spotkań i dziękuję Bogu za tak ogromny dar, za obcowanie świętych, we wszystkim co zostało stworzone niech będzie Bóg uwielbiony.

Urszula z Wodzisławia

Idąc pieszą pielgrzymką do Częstochowy w 2005 roku nie wiedziałam, że mam bardzo chore biodro. Było ciężko, szłam i modliłam się: pozwól mi dojść do Ciebie. MAMA pozwoliła mi dojść. Po drodze mieliśmy noclegi w dwóch miejscowościach, przyrzekłam, że gdy będzie szła pielgrzymka przez Tworóg udzielę noclegu pielgrzymom i tak się stało.
W tym roku gościłam 5 pielgrzymów, sama bym poszła, ale w 2013 roku miałam wymianę biodra - zapadłam w śpiączkę, jednak wyszłam z niej - Mama Piekarska nie pozwoliła mi odejść.
Boże, moi ukochani Święci i Błogosławieni, i Mateńko,
dziękuję
IRENA

Przez całe swoje życie ocierałam się o św. Franciszka.(....)
Św. Franciszek w cudowny sposób przyszedł mi z pomocą w ważnej sprawie.
Przez kilka lat w czasie wakacji organizowałam obozy wędrowne, tydzień w Karkonoszach, tydzień w Warszawie. Mimo, że był zakaz prowadzenia uczestników na niedzielną Mszę św. zawsze to czyniłam. W r. 1980 powtórzyłam trasę z poprzednich lat. Tym razem jedną z uczestniczek była córka przewodniczącego Egzekutywy Komitetu Powiatowego PZPR (rodzina ateistów). Zdawałam sobie sprawę jakie mogą być konsekwencje, ale nie chciałam pozbawiać pozostałych uczestników przeżyć. W niedzielę uczestniczyliśmy we Mszy św. (transmitowanej w I programie TV) w kościele św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Potem na Powązkach wysłuchaliśmy opowieści społeczników – patriotów o Katyniu (wtedy zakazanej). W poniedziałek byliśmy w Niepokalanowie uczestnicząc we Mszy św., a następnie zwiedzaliśmy muzeum i obejrzeliśmy dwie ruchome szopki: 1000 lat Polski i Misterium Męki Pańskiej. Modliłam się do św. Franciszka, by dał mi siły godnie znieść konsekwencje po powrocie. Byłam przygotowana na zwolnienie i byłam z tym pogodzona. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w kilka dni po powrocie zadzwonił do mnie ojciec tej uczestniczki, by zaciągnąć informacji gdzie leży Niepokalanów, jak tam dojechać, bo córka nie daje mu spokoju i przekonuje go, że każdy Polak musi to zobaczyć. Teraz on prosił o dyskrecję. Po 10 latach byłam na kościelnym ślubie tej dziewczyny, wtedy już lekarki.
W roku 1989 uczestniczyłam w zorganizowanej przez naszą parafię św. Jadwigi Śl. Pielgrzymce do Włoch. Był to bardzo trudny i pracowity okres w moim życiu więc zabrakło czasu na przygotowanie się. Jakież było moje rozczarowanie w Rzymie, kiedy okazało się, że nie zobaczymy Papieża, który w tym czasie pielgrzymował po Afryce. Pozostałe punkty programu przebiegały bez zakłóceń. W czwartek pojechaliśmy do Asyżu. Było to największe moje przeżycie. Gdy weszłam do Bazyliki Królowej Anielskiej „Porcjunkuli”, ogarnął mnie jakiś paraliż, miałam wrażenie, że tracę zmysły. Powtarzałam przyjaciółce „ja tu już byłam”, a równocześnie miałam pełną świadomość, że jestem w tym miejscu po raz pierwszy w życiu. Po długiej chwili oprowadzałam przyjaciółkę po bazylice zwracając jej uwagę na różne ważne miejsca, m. in. Powiedziałam, że na kościółku „Porcjunkula” stojącym w prezbiterium bazyliki brakuje anioła. Gdy w godzinę później oprowadzał nas zakonnik po bazylice tłumacząc prawie identycznie poszczególne miejsca, wyjaśnił, że anioł, który stoi po prawej stronie zawsze znajdował się na szczycie kościółka, ale został zdjęty w obawie, by nie spadł w czasie występujących tu trzęsień ziemi. Teraz przyjaciółka wpadła w panikę i pytała z przerażeniem – skąd ty to wszystko wiedziałaś. W Bazylice Św. Franciszka, u grobu prosiłam, by jakimś cudem było nam dane zobaczyć choć na moment Papieża. Tu również postanowiłam, że wstąpię do III Zakonu św. Franciszka. W sobotę dano nam iskierkę nadziei, mówiąc, że wszystko zależy od samego Ojca Św., który po 9. dniowej, wyczerpującej afrykańskiej pielgrzymce późnym wieczorem wraca do Włoch, jeśli wykrzesze jeszcze trochę sił może zmienić decyzję. Wieczorem usłyszeliśmy w radio, że Papież wylądował na rzymskim lotnisku i zamiast do Castel Gandolfo leci do Watykanu, co oznaczało, że w niedzielę ukaże się w oknie na Anioł Pański. Cieszyliśmy się skacząc jak małe dzieci. W niedzielę spotkała nas jeszcze większa radość – otrzymaliśmy zaproszenie Jana Pawła II do udziału w rannej Mszy św. w poniedziałek, 8 maja, w uroczystość św. Stanisława, w Jego prywatnej kaplicy w Pałacu Watykańskim (w czasie tej Mszy św. czytałam lekcję). Papież skierował zaproszenie do naszej grupy, gdyż byliśmy jedyną grupą polską, przebywającą w tym dniu w Rzymie, a Papież postanowił, że ten dzień będzie zawsze spędzał w towarzystwie Polaków. Po Mszy św. spotkaliśmy się z Janem Pawłem II w Sali Augustiańskiej, gdzie zrobiliśmy wspólne zdjęcie, otrzymaliśmy błogosławieństwo, a następnie zeszliśmy do ogrodów watykańskich, gdzie pożegnaliśmy Papieża wsiadającego do helikoptera, udającego do Castel Gandolfo na wypoczynek po bardzo trudnej pielgrzymce. Ja odczytuję to jako cud.

MARIA


do góry
wstecz
Copyright © 2014-2024 WiT