ks. Jan Twardowski ***
Święty Franciszku z Asyżu
nie umiem Cię naśladować -
nie mam za grosik świętości
nad Biblią boli mnie głowa
Ryby nie wyszły mnie słuchać -
nie umiem rozmawiać z ptakiem -
pokąsał mnie pies proboszcza
i serce byle jakie
Piękne są góry i lasy
i róże zawsze ciekawe
lecz z wszystkich cudów natury
jedyne poważam trawę
Bo ona deptana niziutka
bez żadnych owoców, bez kłosa
trawo - siostrzyczko moja
karmelitanko bosa
***
Ks. Jan Twardowski: Do świętego Franciszka
Święty Franciszku patronie zoologów i ornitologów
dlaczego
żubr jęczy
jeleń beczy
lis skomli
wiewiórka pryska
kos gwiżdże
orzeł szczeka
przepiórka pili
drozd wykrzykuje
słonka chrapi
sikorka dzwoni
gołąb bębni i grucha
kwiczoł piska
derkacz skrzypi
kawka plegoce jaskółka piskocze
żuraw struka
drop ksyka
człowiek mówi śpiewa i wyje
tylko motyle mają wielkie oczy
i wciąż tyle przeraźliwego milczenia
które nie odpowiada na pytania
***
Kamil Baczyński: Św. Franciszek
Nocą białą, gdy księżyc szybuje na chmurach jak gacek,
odpływają dęby zielone przez martwe wyręby widzeń.
Za polaną szeroką jak echo się zaczaj
i słuchaj słów miarowych nocy.
Przez kartofliska dymiące w zamglonym miesiącu
zobaczysz pochód świętego idący w takt wierzby:
fale królików leśnych, same w szeleście gorącym,
psy oniemiałe nocą i konie błyszczące.
A na kołyskach świerków
skowronki osiadające w ławice świergotów.
Zobaczysz oślizłość księżyca jak pnącze
i pochylone jelenie, które zbierają w oczy żywe złoto.
Zobaczysz
w rękach niesie ciszę pełną zieleni
i gaj pełen czerstwych gwiazd - jabłek,
noc uśpioną brzękiem rytmicznych szerszeni
i serce twoje odkryte księżycem.
Niedotykalny idzie pochód jak święto codzienne.
Uważaj, żeby echa w kotlinach nie zbudzić.
To idzie święty w czerni przenosząc biel palców. -
- Niesie pokój ogromny lasów, zwierząt, ludzi.
***
Jarosław Iwaszkiewicz: Ptaszki św. Franciszka
Wisimy grzecznie w klatkach
wzdłuż ulicy św. Augustyna
Zachowujemy się pięknie, kos gwiżdze
a szczygły w ciasnych klateczkach
pokazują swoje kolory
z pobliskiego kościoła
przemawia do nas św. Franciszek
Bardzo lubimy kazania
świętego Franciszka
Mówi żebyśmy się kochali wzajemnie
nie wyrywali sobie piórek
nie podkładali sobie bomb pod gniazdka
żeby samice wysiadywały jajka
żebyśmy kochali swoje klatki
(posłuchaj jak kos pięknie gwiżdze)
i żebyśmy mówili mu: bracie Franciszku
jak ładnie:
bracie Franciszku
***
Beata Obertyńska: Biedaczyna
Świerszcz.
Proch w słońcu tańczący.
Pieśń jak słowik bosa.
Najstrzelistsza pokora.
Pięć ran.
Krew i rosa.
Sześć skrzydeł Serafickich
i szarość zajęcza.
Siódme niebo miłości.
On - tęcza na klęczkach.
***
Sergiusz Riabinin: Święty Franciszku
Święty Franciszku,
buduj arkę!
Ratuj świat
przed nowym potopem: -
żelastwa,
asfaltu,
dymów,
hałasu,
papierosów,
śmieci,
brzydoty,
kłamstwa,
zbrodni...
Błagaj Chrystusa
by zechciał wejść
do tej arki
i objąć ster!
***
ks. Janusz Pasierb: Rozmowa o Franciszku
my krajobrazy Umbrii na pamiątkę
zostaniemy na wieki łagodne
my drogi zachowamy odcień jego szarego habitu
my drzewa rosłyśmy wyżej gdy wznosił ku niemu ramiona
my kwiaty nie umiałyśmy kwitnąć jak jego uśmiechy
my ptaki jakże on śpiewał
my ryby widziałyśmy jak poruszał srebrnymi wargami
ja świerszcz muzykujący kucnąłem na jego dłoni
niepewny jak spojrzenie chiromaty
ja wiatr gładziłem go czasem po włosach
my cienie zasypiałyśmy na jego policzkach
my światła ciemniałyśmy w oczach
mgły i chmury jak miłosierdzie
nad wilkiem i nad owcami
ja woda kochałam go niemal tak silnie jak ogień
ja śmierć przy nim zapominałam straszyą
ja bieda uwierzyłam że jestem na coś potrzebna
włóczył się mówi burgrabia
wyłudzał dodaje kupiec
błaznował mruczy uczony
goły w południe rumieni się biskup
śnił mi się nie zawezwany rzecze papież
ja go widziałem na jawie uśmiecha się sułtan
musiałem dobrze się trzymać żeby nie stracić posady
i tak dalej i dalej
coraz dalej
bractwa i zakony
jescze bracia mniejsi i więksi
i czarni i brązowi
a ja powiada Serafin z Alwernii
ja jeden widziałem go z bliska
gdy strzały jak krew ogniste
przeszywały mu dłonie i stopy
***
Zofia Dormanowska: Próba modlitwy
Niech będzie pochwalony
Stwórca zwierząt - modlił się do niego
święty Franciszek kiedy mógł zapomnieć
że ludzie o rękach katów
radujący się cudzą śmiercią i cierpieniem
także zostali stworzeni
i choroby i trzęsienia ziemi
i fałszywi prorocy
a jednak niech Stwórca będzie pochwalony
za radość psa tarzającego się w trawie
za skok wiewiórki nad przepaścią liści
za obecność zwierząt wśród nas
zwierząt które zabijają bo są głodne
a nie dla rozkoszy opowiadania
o śmierci sarny
wziętej na muszkę
chociaż myśliwy był aż nadto syty
oto ptak zbliża się bez lęku
po okruchy chleba
przynosi ze sobą chwilę zgody na świat
taki jaki został stworzony
dla pszczoły sowy i jeża
dla owcy i zająca
a także dla człowieka
amen
***
Czesław Ryszka: Wezwanie do św. Franciszka
dla kogo dzisiaj lot wznoszącego się ptaka
poza samym zachwytem
jest hymnem wdzięczności dla Pana
a dialog wody z samą sobą
płynięciem na wieczne spotkanie z nim
kto gdyby mógł stworzyć wszechświat
uczyniłby go takim samym jaki jest
by wszystko zdążało do jednego miejsca
powstając z prochu obracało się w proch
by śmierć mogła tak przeraźliwie wszystko kończyć
bez śladu że jednak coś przetrwa
kto nie uczyniłby wszystkiego jasnym
zstąpienia Boga w ludzki los
przemiany wina w krew i ciało w chleb
a krzyża wyłącznie jako znaku hańby
by wszystko prostszym było niźli jest
bracie Franciszku
pański przyrodniku i astronomie
podróżniku wśród bożych idei
kosmonauto nie przywiązany do ziemi
który odkryłeś wszędzie wieczne piękno
w odbiciu wody jakby nasze z Nim podobieństwo
bracie radosnej służby
który jak herby na ciele nosiłeś Jego rany
rozpięty na krzyżu świata
niby przenajświętszy łotr i stróż Jego konania
kazałeś skałom pękać i wzruszać się górom
drzewom pochylać wierzchołki
ptakom jęczeć zamiast śpiewać
bądź piątą ewangelią w przyrodzie
lutnią głośną w bezmarze kosmosu
świętością jasną i prostą
radością nie ukrywającą się przed smutkiem
bądź tym wszystkim dla nas teraz
kim byłeś za życia dla swoich
***
Franciszek Kamecki: Litania do św. Franciszka
Któryś wyrzeczenie wyjaśniał rozbieraniem się
przed bogatymi
nie miał ojca jeno siostry i braci
o którym powiadają że zostałby chętnie
strachem na wróble gdyby tak kijem na wietrze
i sukmaną można obronić pola ogrody przed nienawiścia
któremu smakowały zielone odpadki
śniły się pałace dla trędowatych jadłodajnie dla żebraków
hotele bezdomnych
którego widziano jak zapychał dziury wielkiego świata
w którego sąsiedzi rzucali byle jakimi klepkami
Któryś stworzył modę na wór pokutny ze sznurem włóczęgi
któryś wiedział co należy wziąć na długą podróż
ani torby ani laski ani parasola ani pieniędzy
któryś zamienił się w pointę opowiadania
o bogatym młodzieńcu co nie chciał sprzedać
obfitego majątku
spryciarzu przechodzący przez ucho igielne
jak wielbłąd
sprzedawco chleba który daje nieznaną sytość
przyjacielu rdzy i moli
Któryś poznał experimentum crucis
najniższe wyróżnienie
mały dla małych niczyj dla niczyich
Któryś w Porcjunkuli zgromadził entuzjastów głodu i bólu
duszą otworzył bezdomnym na rozdrożu
nie był większy ponad mistrza
krewny drzew i deszczów
wilków owiec ptaków i skorpionów
któryś zbudował niebo z pokory i biedy
ze światła i z liści i z literek ewangelii
Módl się za tych którzy nie wiedzą co czynią
***
Jerzy Kamil Weintraub: Brata Franciszka Narodzeniowa Przypowieść
A kiedy gwiazda rozbłysła nad stajenką,
wtedy narodził sie po raz wtóry.
Zapachniało wigilijne siano:
jeleń z lasu pobliskiego przybieżał
i zastukał rogiem w okienko,
za którym dziciątko twarzyczką świeciło spłakaną.
Na ten znak
zbiegł się zwierz wszelaki
pobrataniem szczególnym pobratan:
lwy i wilki, niedźwiedziowie, ptaki,
z najdalszych oddali,
ze wszystkich stron świata.
A więc ojciec dźwierze otwarł najszerzej
i poprosił, by podeszły bliżej.
Weszły tedy:
ptaki na ramionach dzieciątku siadły,
wąż w krąg nóg sie owinął,
a lew kostropatym językiem rękę mu polizał.
Więc dzieciątko łzy uśmiechem otarło
i tak rzecze wszelakim zwierzętom:
"Wiem, że miłość w waszych sercach mieszka,
bracia wilki, siostry sarny..."
(i do wiela jeszcze tak mówił,
których imion już dziś nie pamiętam).
A zwierzęta pokłoniły się pięknie.
Lecz dzieciątko uśmiech łzami zatarło
i tak rzecze wszelakim zwierzętom:
"Czemuż ludzi wśród was nie widzę?
Nie miłują mnie zaliż jak dawniej?"
A zwierzęta zasmuciły się bardzo.
"Królu - rzeką - ostańże z nami.
Nie ma ludzi, jako wtedy byli".
(Bowiem wojna ziemię objęła
i w pożodze krwawej stanęła,
i narody przeciw sobie powstały,
i brat brata mordował i grabił).
Więc zwierzęta modliły go jeszcze:
"Królu - rzeką - nie widzisz, że wśród nas
nie dostaje hijen i szakali,
tak się bowiem z ludźmi pobratali...
Królu - rzeką - ostańże z nami!"
Lecz dzieciątko zaprzeczyło głową:
"Zaliż prawda, co wy tu mówicie?
Zaprawdę, nie mogę uwierzyć".
Jakoż nie myliło się wcale.
Bo ku tej gwieździe,
co nad stajenką rozbłysła,
dni siedem i nocy siedem,
rzed siedem i lasów siedem
szli ku niej trzej hinduscy królowie:
każdy hełm miał stalowy na głowie,
każdy broń miał żelazną u boku.
Aż przyszli.
Pokłonili mu tety i rzeką:
"Starszne wieści ze świata przynosim
i o twoje zmiłowanie prosim:
racz te dary przyjąć szczodrą dłonią,
one jeno przed ludźmi uchronią".
I wystąpił król Kacper, i rzecze:
"Naści, dzieciątko, ten hełm stalowy,
niech ci ciąży miast głowy,
niech miast myłi ci stanie,
niech miast oczu ci patrzy".
I wystąpił król Melchior, i rzecze:
"Naści dzieciątko, karabin,
niechaj ci czuje miast serca,
niech twe życie obroni,
by nie wziął wróg i morderca".
O wystąpił król Baltazar, i rzecze:
"Naści dzieciątko, ciężkioe naboje.
Niechaj zastąpią ci miłość twoję,
nad kamień wyżej
i nad chleb wyżej
na ziemie teraz stoją".
Lecz dzieciątko tak się zasmuciło,
że królewskie dary odtrąciło
i tak im rzecze:
"Zali nie widzą oczy człowiecze?
zali nie czują serca człowiecze?
Lecz, żem miłości im nie poskąpił
nie oni ku mnie, ja ku nim zstąpię".
I zmieniło się dzieciątko w młodzieńca,
i bolsenym uśmiechem dojrzało,
i spokojem uśmiech pokryło.
"Do ludzi pójdę - rzecze - nie wierzę,
aby tak było, jako mówicie".
Jeż na progu kolcami się zjeżył:
"Królu - rzecze - ostańże z nami,
ciernie ci skronie skrwawiły,
teraz ci stopy okrwawią,
gdy stąpał będziesz".
Zbiegły wzgórki, zastąpiły drogę:
"Królu - rzeką - wracaj do stajenki,
Przecz-żeś po nas ku śmierci się wspinał!"
On zasię zaprzeczył głową:
"Wiem, że miłość w waszych sercach mieszka,
ostańcie tedy w pokoju.
Ja do serc człowieczych zmierzam".
Rzeki z trwogą spiętrzyły sie przed nim:
"Przecz-żeś broni ze sobą nie zabrał?"
On zasię zaprzeczył głową:
"Idę w serce miłujące zbrojny".
I wędrował tak długo aż doszedł
tam, gdzie miasto kamienne się wznosi,
tam, gdzie mury śmiertelne szarzeją,
tam, gdzie lasy szubienicznie szumią.
I zatrzymał go partol przed miastem,
stalowymi hełmy zaświecił
i krzyknął do niego:
"Ktoś ty?"
Odpowiedział im:
"Człowiek."
Zaśmieli się tedy serdecznie
i kazali iść mu ze sobą.
(Bowiem nie było już ludzi,
a były tylko narody)
***
Artur Chojecki: Hymn św. Franciszka z Asyżu
W imię Pana, co umarł na krzyżu,
A w dniu trzecim zerwał śmierci pęta,
Bracia moi i siostry, zwierzęta,
Błaga was biedaczyna z Asyżu:
Bracie koniu, batami smagany,
Przebacz ludziom przez Chrystusa rany!
Bracie psie, bardziej ludzki niż ludzie,
Na łańcuchu więziony przy budzie
O głodzie, i o chłodzie, i w brudzie,
A podczas lata, gdy szukasz ochłody,
Często bez miski wody;
Psie, który dajesz ludziom wierności przykłady,
Odpuść ludziom, braciszku, wszystkie ludzkie zdrady!
Siostro kotko, matko nieszczęśliwa,
Której człowiek kocięta porywa,
A ty szukasz, z bólu oszalała,
Gdzie się twoja rodzina podziała -
Smutne kotki, zagłodzone koty,
Raczcie ludzkie wybaczyć niecnoty!
Szczygły, szpaki, sikorki, czyżyki,
Zięby, dzwońce, skowronki, słowiki,
Czarne kosy, żółte wilgi, modre kraski,
Łowione dla zabawy w samotrzaski,
Ptaszki miłe, ptaszki lube, ptaszki złote,
Darujcie ludziom ich złość i głupotę!
Wy, co ludziom, nie sobie miód zbieracie, pszczoły,
Wy, co ludziom, nie sobie pracujecie, woły,
Ludziom, co was mordują potem bez litości
Dla mięsa i dla skóry, dla rogów i kości,
I wy kochane siostry: krowo, owco, świnio,
Odpuście ludziom, mimo że wiedzą, co czynią!
A teraz wy wszystkie:
Ssaki, ptaki, ryby, gady,
Płazy, robaki, owady,
Gdziekolwiek was człowiek gnębi,
Na ziemi, czy w wodnej głębi,
Wszystkie biedne ofiary ludzkiego plemienia,
Nie odmawiajcie braciom-ludziom przebaczenia.
Oto człowiek przed wami kaja się w pokorze,
Bracia, darujcie ludziom winy w imię Boże!
Stworzeniu, które w bólu na ten świat przychodzi
I jęcząc rodzi,
Które żyjąc i rosnąc wzajem się pożera,
Wreszcie umiera,
Stworzeniu, które dotąd wyzwolenia czeka,
Cierpiąc społem za grzech pierworodny człowieka,
Wszystkiemu, co mówi «jestem»
Mową, śmiechem, płaczem, gestem,
Krzykiem, ruchem i szelestem,
Ludziom, zwierzętom, drzewom, kwiatom, trawie
W imię Chrystusa Pana błogosławię.
Wyswobodź, Panie Boże, z grzechu świat
Twój cały, A z niewoli skażenia wiedź na wolność chwały,
Bądź nam miłościw, Boże, wszechmogący Panie,
I przyjdź Królestwo Twoje. Amen. Niech się stanie!
***
Julian Ejsmond: Kazanie św. Franciszka do ptaków
I mówił Święty: «Radosne ptaszęta!
Chwalcie waszymi natchnionymi głosy
Tego, co stworzył bezmierne niebiosy,
a o najmniejszym z ptasząt pamięta...
Tego, co rzucił złote ziarno gwiazd
na błękitu modre niwy,
a czuwa, jako Ojciec litościwy,
nad ciszą waszych gniazd...
Chwalcie Go, ptaki, za pieśni natchnienie,
za każdy uśmiech słonecznych promieni,
za czystą wodę srebrzystych strumieni,
która wam gasi pragnienie...
On dał wam skrzydła do górnego lotu,
aby was niosły w lazury...
On was obroni przed gniewem wichury,
On was osłoni od gromu i grzmotu...
Daremnie jastrząb ostrzy swe pazury l
Więc ulatujcie ptaszęta do góry
Z wdzięczną modlitwą szczebiotu...»
***
Maria Morstin-Górska: Chór braci św. Franciszka
Wyszliśmy żebrać kornie u wrót naszych braci,
aby światło słów mistrza rozsiewać wśród cieni -
a że dar nam rzucony ich serca bogaci,
przeto, by z łaski Pana byli nasyceni,
wyszliśmy żebrać kornie u wrót naszych braci.
Idziemy w dal, gdzie wstęgi białych dróg nas wiodą:
wszak nas od burz i głodu modlitwy ustrzegą,
wszak wiemy, że świat cały jest Pana gospodą
i zawsze się w niej znajdzie miejsce dla sług jego
wędrujących, gdzie wstęgi białych dróg ich wiodą.
Czyż wszystko nie jest nasze, gdy nic nie jest moje?
W każdej wsi nam, bezdomnym, serce się weseli
patrząc na szczęście rodzin, oblubieńców stroje -
ubóstwo nasze cieszy plon żniw i sad w bieli,
bowiem wszystko jest nasze, gdy nic nie jest moje.
Czym jest śmierć, a czym życie? W jednej fali płyną -
wszystko może być prawdą lub też marą bladą.
Bóg jest rzeczywistością wśród cieni jedyną,
póki dusza go czuje, nie drży przed zagładą,
wie, iż źródła jej życia z wiecznej Mocy płyną.
Do Twych głębin świetlanych doprowadź nas, Boże!
Ty tworzysz i przyciągasz wszelakie istnienie,
jak bez dna i bez granic ducha wieczne morze,
a my jesteśmy jako płynące strumienie...
Do Twych głębin świetlanych doprowadź nas, Boże!
***
Beata Obertyńska: Przed kazaniem
O ptasie, skrzydlate zebranie,
rodzeństwo me młodsze, ptaki!
Pokornie o posłuchanie,
ja, sługa wasz byle jaki,
pod drzewem stojąc, proszę...
Przebaczcie, że śmiem was tak trudzić,
siostry i bracia ptakowie,
was, co to zbożnej radości
tyle już macie na głowie...
...A żeście młodsi ode mnie
i dobrzy przytem, i prości,
niech dozna ubogie me słowo
braterskiej pobłażliwości...
Ta myśl mi także otuchą,
że was nie wiela uczono...
Siądź bliżej mnie, siostro wrono.
Źle słyszysz na jedno ucho.
Miejsce ci zrobi szczyglicha,
boś stara i kaleka...
Brat drozd niech sikor nie spycha,
a bracia gile, daleko
od zięb mocniejsi i tężsi,
pewnie im chętnie ustąpią
miejsca na tamtej gałęzi...
Jest tu go dość dla każdego,
niemądrze więc trącać i pchać się...
Gromadźcie się ptaki, gromadźcie,
bo słowo me niebogate
waszego orędzia czeka...
Orate fratres...
Proście, bym umiał, niegodny,
tej waszej ptasiej radości
wskazać, którędy do Boga
najbliżej i najprościej,
by miała w zachwyceniu,
słów mych ubogość przebrzydła,
w powietrzu, jak skowronek,
cztery tętniące skrzydła!
...A z drzewa, nie tracąc słowa,
słucha i dech powściąga
sroka i kawka,i sowa,
dudek i makolągowa,
kosy, jarząbki i kanie,
gromada trzandli i pliszek,
jakie to dzisiaj kazanie
powie im święty Franciszek?
***
Beata Obertyńska: Nieudana ucieczka św. Franciszka
«Zbyt wspaniale tu - szepnął - Już nie mogę...»
z bratem słońcem zjechał w dół - na podłogę,
ani śniąc, że znów w tęczę padnie twarzą.
A chciał w popiół - chciał w proch - chciał w mysią norę
zamiast chwałą w barwnym szkle się jaskrawić -
proch tymczasem po to stał się kolorem,
by go w witraż na podłodze oprawić.
«Trudno - szepnął - skoro nie ma sposobu,
bym gdzieś w cieniu - byle jak - w byle kącie -
trza mi wrócić skądem zszedł - i spod stropu
chwalić Pana kolorami i słońcem...».
No i wrócił Szaraczyna w złotości,
by - gdy nocą wszystkie wsiąkną już w ołów -
pieśń tęczową siedmioskrzydłej miłości
włączyć w blask sióstr-gwiazd i chór Aniołów.
***
Roman Brandstaetter: Powrót do Asyżu
Są powroty, kochana.
Czas można zatrzymać
Za rękę
Jak dziecko.
Spójrz. Asyż.
Ten sam, co przed laty.
Tylko Prospero dorobił się majątku,
Tylko rumiany signor Rossi umarł,
Tylko Taddei zamienił się w ptaszka.
Tylko na via delia Catena
Zgasły lustra.
Nie smućmy się.
To są omyłki czasu,
Który niekiedy sam nie wie,
Co czyni.
Ale my idziemy, idziemy.
Dokąd?
To pytanie jest wiecznością.
***
Wojciech Bąk: Święty Franciszek
[Fragmenty dramatu]
O bracia ptaki, wy, co nie orzecie
Ani siejecie, bądźcie pochwalone!
O bracia ptaki, wam lekkimi pióry
Pozwolił Pan się wznosić na niebiosa
I ukochało was wolne powietrze,
I trzyma w dłoniach was - pewne jak ziemia -
I nie boicie się upaść ni zranić -
O bracia ptaki, bądźcie pochwalone.
Miły jest głos wasz Panu Wszechmocnemu,
Gdy nastroicie gardziołka jak struny.
I słodki śpiew pochwały się unosi,
I wtórzy wam brat pasikonik - siostra
Mucha - i trawa, i brat wiatr, i poszum -
O bracia ptaki, bądźcie pochwalone!
Wam wolność dano, byście wiecznym znakiem
Były wolności w Panu, bracia mili,
Niefrasobliwe wy, nie zatroskane,
Bo wiecie - Pan nad wami dłonie trzyma
I cień tych dłoni rozświetla wam skrzydła
I śpiew wciąż głośniej, i coraz głośniej,
O bracia ptaki, bądźcie pochwalone!
* * *
[Mój Pan] każe kochać chrześcijan, mahometan,
Biednych murzynów, podłych niewolników,
Bo nie ma podłych, niskich w jego oczach
I gdzie głos ludzki brzmi - stoi syn Jego.
I każe nam nie patrzeć, czy to żebrak,
Czy król jest, zdrowy, czy też trędowaty,
Ale miłować ludzi co dzień więcej.
I każe Pan mój rozdać się jak chleby,
Rozlać jak woda, rozsypać jak słońce,
Nie wybierając mądrych, ani głupich,
Chorych, ni zdrowych, chrześcijan, ni pogan,
Bo nie zna Pan mój granic - On zna synów.
I obojętny jest Mu kolor skóry,
Słowo, obyczaj - On zna tylko synów...
* * *
Panie, jakże nie wielbić Cię, Tyś jest nad wszystko,
A wszystko niczym, Panie, jest przy Tobie.
Ja cieniem jestem cienia, gdy Ty świecisz,
I ciszą jestem ciszy, gdy Ty mówisz.
Panie, wznieś mnie ku Sobie. Przepój siłą,
Cierpieniem Swoim obdarz mnie, krwią Swoją
W krwi spływaj mojej - ciałem w moim ciele
Rozrywaj się, poć się śmiertelnym potem,
Żyłami siniej moimi - i kośćmi
Moimi rwij się - Panie, Panie, Panie!
Niech nic nie będzie między mną a Tobą -
I będziesz mym oddechem, warg mych jękiem.
I krwią, i potem, i łzami, i kośćmi,
I mą rozpaczą, i moją nadzieją!
Panie, nie lituj się mojej słabości,
Bo czym ja jestem, czym Ty jesteś, Panie!
Tyś krzyż mógł dźwigać, podziel się Swym krzyżem,
Tyś krwawić mógł, daj mi się krwią Twą krwawić.
Daj mi Twój krzyż! Daj mi Twój krzyż! Daj mi Twój krzyż!
***
Edwin Herbert: Święty Franciszek
Mówią o mnie: i cóż to za mnich jest, zaiste,
co żebrze o strawę i napój,
prawdziwie, dla głodnych kociaków i piskląt,
a ludzi mniej ceni od ptaków?
Mówią o mnie: że wstaję, bezczynny, o świcie,
że boso wybiegam na rosę,
że oczy zatapiam w wysokim błękicie -
i nawet ich razi mój osioł.
Cóżli mam czynić? Stworzyłeś mnie takim, mój Boże,
bym świat Twój podziwiał, mój Panie -
bo czyżbym w rozumu nikłego pokorze
czyn Twój własnym ważył się ganić?
Ręce moje stworzyłeś do błogosławieństw,
a nogi, by niosły po polach:
więc Tobie śmierć ludzką i życie zostawię -
Twą wolą człowiecza niedola.
Daj ludziom, coś mi ofiarować raczył:
gorące słońce i wodę chłodną,
i chleb, i miłość, i męstwo w rozpaczy;
Sam wiesz, o co proszą Cię w modłach.
Mnie wybacz: gdy rankiem ku słońcu się prężąc,
zwierzętom podobny aż nazbyt może,
odrzucam swe szaty, co nagość więżą,
i mało o Tobie pamiętam, mój Boże.
***
Tadeusz Miciński: Stygmaty św. Franciszka
O, wzgardź mną, Panie, bom niegodny Ciebie - lecz w piersi mojej słyszę harfy granie i ręce moje wyciągam w zaranie - ku Tobie.
Uderza na mnie blask Mocy i Tronów - gwiazdy mi grają wśród wieczornych dzwonów - na niebie krwawe błyskają purpury - Twoich tajemnic otchłanie i góry.
A duchy z twarzą posępnie ukrytą - oczy im świecą przez wór San-Benito. I patrzę w zimne ich oczodoły - gdzie bezwstyd w dzikie zamarł szaleństwo - w krypcie kościoła tajne męczeństwo - za
filarami błyszczą anioły.
I podszedł do mnie Upiór-strach nocny - ręce mi związał, bym legł bezmocny. A harfę podał w gasnące dłonie - serce, co wiecznym pożarem zionie.
I umęczyłem jeszcze raz drugi to smętne, i krwi mej polały się strugi. Odejm mnie, Panie, moim szponom - odejm mnie, Panie, błotu mojemu - czemu nie przychodzicie mi, łzy? i darmo trzymam twarz odwróconą - widzę Twe oczy zachodzące - widzę, jak czarne zimne słońce zakrywa Ciebie mi.
Stoję na ostrym cyplu góry - pode mną w głębi czarnopiórej - nade mną - wkoło - Ty.
Idę ku Tobie, Tajemnico - wsłuchany w poszept kwiatów - otwarte szczęścia mego -rany - och, serc mam więcej niźli światów - niż gwiazd.
- A płomień ku mnie z Twego słońca - a burze ciepłe przelatują jestestwo moje - zodiakalne światło nad horyzontem jako lodowe framugi.
Nie chcąc zakrwawiłem kwiatki i poruszyłem umarłego w trumnie - gałązki ciernia oplotły mi głowę - z rąk płyną świetlane smugi.
Ptaszki lecą pytać się, com widział w niebiosach: duszyczki wasze bardzo tęskniące. Umarli pytają mnie o swych losach - i tylko kwiatki cicho na skoszonej łące oddają aromat, jak siostra Łazarza, Panu.
Czcigodny K. Baykowski przyjąć raczy
***
Bogdan Ostromęcki: Spotkanie
Spotkać Franciszka
w polskim miasteczku
w aptece
Zobaczyć go
w starej kobiecie
Przez jej niepokój troskę nieledwie
gdy chce ustąpić miejsca w kolejce
młodszemu od niej
widząc że blednie
zobaczyć w płowych źrenicach
przepaść
czarne dno jego oczu
W chłopskich skibach tej twarzy
bruzdy umbryjskich wzgórz
Dotknąć
pochylić się do jej kolan
jak się pochyla wiatr
przedjesienny
nad przysypaną polnym popiołem równiną
ponad bruzdami rżysk
pomiędzy Bugiem i Wisłą
Zobaczyć słońce
w dymiących liściach olszyny
zmartwychwstającą
kroplę krwi
z dotkniętych raną dłoni
Pochylić się nisko
jak najniżej
a i tak będzie zawsze za mało
choćby się zapaść pod ziemię
Zobaczyć w starej kobiecie
Franciszka
w obojgu dojrzeć
promień
nieskończony
Jedno Spojrzenie
***
Marta Reszczyńska-Stypińska: Modlitwa do św. Franciszka z Asyżu
Święty Franciszku z Asyżu,
zejdź z witrażowych płomieni!
Ogień Ci habit ogarnia,
sczerniały w nawach freski...
Twa na j żarli wszą pokora
nie dla tej grzesznej ziemi
w wonnym kadzidle się spala
dymem niebieskim.
Bracie jelenia i dzika,
i ptasiej rzeszy,
obudź się z cichych zachwyceń
w mrokach kościoła,
bo czas ze słowem, jak z chlebem,
na ziemię śpieszyć.
Święty Franciszku z Asyżu:
wilki dokoła!
Gdy zstąpisz boso w chłód ulic
na ziemię biedną,
może zwierzęta uklękną
i cud się ziści:
spotkany człowiek przez mgnienie,
przez chwilę jedną
bliźniemu w oczy popatrzy
bez nienawiści.
***
Anna Kamieńska: Modlitwa do św. Franciszka
Boże, pozwól mi pojechać do Asyżu bez paszportu i bez pieniędzy wprost w samo serce
Twojego Franciszka.
Święty Franciszku nie z tego świata - samochodów, maszyn, spalin i zgiełku, naucz nas zgody
ze światem, która nie byłaby kompromisem.
Święty Franciszku, daj, abyśmy mieli choć tyle litości dla człowieka, ile Ty miałeś jej dla
wilka.
Daj nam się spotkać na drodze uśmiechnięty i przyjazny, bo tego nam właśnie potrzeba -
trochę radości i trochę przyjaźni.
Przychodzimy pełni wstydu do Twojej biedy, dźwigamy telewizory, pralki, dywany,
książeczki PKO, domki jednorodzinne -
Ale
spójrz na naszą prawdziwą nędzę, może tylko ona, Franciszku, uratuje nas w Twoich oczach.
Nie pozwól nam zniszczyć doszczętnie powietrza, wody, ptaków, pszczół i wilków. Niech coś
jeszcze zostanie dla tych, co będą potem.
A kiedy przyjdzie do nas siostra Śmierć, wstaw się za nami, niech Bóg da nam zrozumieć to,
czego nie rozumieliśmy przez cale życie, to nawet, o co nie pytaliśmy przez całe życie, to, o
czym chcieliśmy zapomnieć przez całe życie.
***
Józef Szczawiński: Apostrofy do św. Franciszka
Słoneczny kaznodziejo, dyrygencie chórów
nieuchwytnych dla ucha, grających w wodzie i trawie -
Poprowadź nas za rękę, daleko poza chmury,
nauczając modlitwy owadów i mgławic.
Do nieba jest tak blisko, wystarczy wyciągnąć ręce,
lecz trzeba znać pacierze zwierząt i dziecięce.
Nachyl nam, beztroski włóczęgo Bożych ścieżyn,
błękit tak blisko, byśmy w życie mogli uwierzyć.
Bo przecież nie znajdziemy człowieczeństwa sami
w zawiłym tropie saren, w borsukowej jamie.
Z rozbitej Porcjunkuli nie każdy zdążyć umie
w błyskawicy istnienia odbudować tumu.
Lecz gdy się uśmiechniemy, na przekór historii i wiekom,
poprowadź nas za rękę, życia Apologeto!
***
Marek Skwarnicki: Święty Franciszek
Ptaki
Ptaki niebieskie
Ptaki nocne i ptaki słoneczne
Ptaki łagodne i dzikie
Ptaki złotopióre i srebrne.
Wszystkie ptaki świata
śpiewają chwałę swego brata Franciszka
którego skrzydła Bóg przebił
czerwonymi gwoździami miłości.
Kwiaty
Kwiaty cudowne
Kwiaty górskie i kwiaty nizinne
Kwiaty wesołe i smutne
Barwy nieprzebranej dobroci.
Wszystkie kwiaty świata
śpiewają chwałę swego brata Franciszka
którego sam Bóg zasadził
w rajskiej winnicy miłości.
Bracia
Bracia najmniejsi
Bracia bliscy i bracia nieznani
Bracia weseli i smutni
Bracia spragnieni wieczności.
Wszyscy bracia świata
śpiewają chwałę swego ojca Franciszka
którego sam Bóg powołał
by założył wspólnotę miłości.
***
Franciszek Kamecki: Powrót św. Franciszka
Gdyby święty Franciszek żył dzisiaj – Picasso namalowałby
jego grube ramiona pośrodku cywilizacji
W snach papieża rosłyby dźwigi franciszkowe
podtrzymujące balkony Watykanu
Ludzie w długim szeregu dokoła planety podawaliby sobie
cegły od rana do nocy budowaliby kościół czerwony z amfiteatralną
konstrukcją wokół krwi i ciała wokół życia które było jest i będzie
Dzikie zwierzęta byłyby oswojone słońce jak panna radosna
jak siostra w oknie a śmierć przyszłaby jak przyjaciel
który chce nas zaprowadzić do pałacu szczęścia
Na naszych dłoniach siedziałyby papużki do twarzy dolatywałyby
komary pragnęlibyśmy wówczas tego kto światłem śledzi
nasze schrony w których czekamy na śmierć.
***
A. Pecz: Modlitwa do św. Franciszka z Asyżu
Daj mi, Najwyższy, taką pokorę
i taką dobroć ogromną,
ażeby przyszły biedne sarny chore
schronienia szukać i pomocy.
Wśród moich pieszczot może zapomną
o lęku głuchym, co je ściga w nocy,
zmartwienia, troski, smutki i ból...
Aksamit pyszczków w rękaw cicho włożą,
ja dam im siana, pocieszę, utulę
mymi słowami, Twą Miłością Bożą.
Żeby wilk przyszedł, może go nauczę,
że już nie będzie tak bardzo okrutny;
nie ma przyjaciół, bo musi zabijać -
Wielce żałośnie chyba jest smutny,
takie ma dzikie oczy ponure.
I żeby ptaki nie chciały omijać
mojej kaplicy, burego habitu.
A ja im ziarna wokół rozrzucę
i będę słuchał z dala ich śpiewu.
Pozwól mym kwiatkom płatki rozwinąć
i daj im dużo ze słońca złota;
chociaż tak szybko muszą przeminąć,
one Cię chwalą - Najlepszego Boga.
Ja wiem, że ludziom moja prostota
i moja dusza, zwykła i uboga,
choć bardzo chciałbym, pomóc nic nie może...
Proszę o łaskę, naucz mnie tak kochać,
żebym radości chociaż tylko trochę
umiał dać ludziom, Wszechpotężny Boże.
***
Henryk E. Werner: Kazanie do ptaków
Do kogo mówisz, komu się uśmiechasz,
Święty Franciszku?
Tu ludzi nie ma - las szumi jak rzeka,
Ptaki świergocą: zięba, czyżyk, szara pliszka,
Żarnowce rozsiały się na polanie,
Tworząc złocistą plamę.
A ty, jakby cię tłum otaczał
W katedry wspaniałej nawie,
Coś, podniósłszy dłonie, tłumaczysz,
Gestami rąk zaciekawiasz,
Aż stukać przestały dzięcioły, gwizdać wilgi,
Wiatr ucichł, liści szelesty umilkły
I słychać twój głos: - Braciszkowie skrzydlaci,
Chwalcie Boga, chwalcie Boga,
Bo czym my, stworzenia, zdołamy odpłacić,
Jeśli nie piosenką ubogą,
Za słońce jasne, niebo czyste i łąki zieleń?
Umilkł święty. Zabrzmiał świergot jak dzwonki w kościele.
***
Anonim z początku XX w.: Modlitwa o pokój
Uczyń mnie, Panie, narzędziem Twojego pokoju,
bym tam, gdzie jest nienawiść - zakorzeniał miłość,
tam, gdzie obraza - wnosił przebaczenie,
tam, gdzie niezgoda - głosił pojednanie,
tam, gdzie błąd panuje, bym przynosił prawdę.
tam, gdzie jest wątpienie, żebym krzewił wiarę,
tam, gdzie jest rozpacz, bym budził nadzieję,
tam, gdzie są ciemności, bym zapalał światło,
a tam, gdzie smutek, żebym wnosił radość.
Spraw, Panie, żebym nie o to zabiegał,
by mnie pocieszano, lecz żebym pocieszał,
nie szukał zrozumienia, lecz żebym rozumiał,
nie pragnął być kochany, ale żebym kochał.
Albowiem siebie dając - coś się otrzymuje,
siebie zapomniawszy - można znaleźć siebie,
innym wybaczając - doznam przebaczenia,
a umierając - zmartwychwstaję wiecznie.
|