Strona główna
                                       
Rozdział XVII
Nauka modlitwy, posłuszeństwo i szczerość braci

  1. W owym czasie bracia prosili go, by ich nauczył modlić się, ponieważ chodząc w prostocie ducha, nie umieli jeszcze kościelnego oficjum. On im powiedział: "Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze nasz" (Łk 11,2 i Mt 6,9), a także: "Kłaniamy Ci się, Chryste, tu i we wszystkich kościołach Twoich, jakie są na całym świecie, i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż swój święty odkupił świat."
    A bracia, uczniowie czcigodnego mistrza, z najwyższą pilnością starali się to zachować, jako że usiłowali jak najskuteczniej spełniać nie tylko to, co im święty Franciszek po bratersku radził albo po ojcowsku nakazywał, ale także to, co za pomocą jakichś wskazówek mogli rozpoznać, że zamyśla lub rozważa. Bo samżeż święty ojciec mówił im, że prawdziwe posłuszeństwo nie tylko słucha ale i domyśla się, nie tylko spełnia rozkazy ale i pragnienia: "Brat podwładny nie tylko wówczas, skoro usłyszy głos brata przełożonego, ale i wówczas, skoro pochwyci jego wolę, zaraz cały winien zbierać się do posłuszeństwa i robić to, co z jakiegoś znaku pojął, że on chce."
    Dlatego, w jakimkolwiek by miejscu był wzniesiony jakiś kościół, choćby nie byli przy nim bezpośrednio obecni, a tylko mogli go widzieć z daleka, kłaniali się w jego kierunku, padając na ziemię, a ukorzywszy obojakiego człowieka, oddawali cześć Wszechmogącemu, mówiąc: "Kłaniamy Ci się, Chryste, tu i we wszystkich kościołach Twoich," tak jak ich nauczył był święty ojciec. I, co nie mniej godne podziwu, gdziekolwiek spostrzegli krzyż albo znak krzyża, czy na ziemi, czy na ścianie, czy na drzewach, czy na ogrodzeniach przydrożnych, robili to samo.

  2. Tak bardzo napełniała ich święta prostota, tak uczyła ich niewinność życia, tak trzymała ich czystość serca, że zupełnie nie wiedzieli, co to dwoistość ducha. Bo jak była w nich jedna wiara, tak też jeden duch, jedna wola, jedna miłość, zawsze wspólnota duchów, zgodność obyczajów, pielęgnowanie cnót, zbieżność umysłów i zbożność uczynków.
    Otóż, często spowiadali się u pewnego księdza z kleru świeckiego, który był bardzo zniesławiony i przez wszystkich potępiany za wielkie przestępstwa. Wielu mówiło im o jego niegodziwości, oni jednak w żaden sposób nie chcieli temu wierzyć i nie przestali wyznawać przed nim swych grzechów, jak zwykle, ani nie zaprzestali oddawać mu należnego szacunku. A kiedy pewnego dnia on czy inny kapłan któremuś z braci powiedział: "Bacz, bracie, byś nie był hipokrytą," zaraz ten brat ze względu na słowo kapłana uwierzył, że jest hipokrytą. Z tego powodu lamentował dzień i noc, dotknięty wielkim bólem.
    A kiedy bracia pytali go, co znaczy ten jego smutek i taka niezwykła żałość, odpowiadał: "Pewien kapłan powiedział mi takie słowo, które takim napełniło mię bólem, że o niczym innym nie mogę myśleć." Bracia pocieszali go i zachęcali, by przestał w to wierzyć. A on odpowiadał im: "Cóż wy mówicie bracia? Przecież to kapłan powiedział mi to słowo, czyż kapłan może skłamać? Skoro więc kapłan nie kłamie, przeto jest konieczne, żebyśmy wierzyli, iż to, co powiedział, jest prawdziwe." I długo tak trwał w tej swojej prostocie, aż wreszcie uspokoił się na słowo świętego ojca, który mu wyjaśnił słowo kapłana i mądrze wyłuszczył jego intencję.
    Prawie że nie było takiego brata, dotkniętego niepokojem ducha, który by pod wpływem żaru jego mowy nie pozbył się wszelkiego mroku i nie odzyskał pogody ducha.



wstecz
Copyright © 2014-2024 WiT