- Kiedy jeszcze Mąż ten z młodzieńczym żarem gorzał w grzechach i kiedy lubieżny wiek ponad miarę pchał go do korzystania z uprawnień młodości, a nie umiejąc się ujarzmić chłonął truciznę starodawnego węża, nagle spadła nań boska kara, albo raczej namaszczenie.
Poprzez ucisk ducha i trud dla ciała pomogła mu ona wycofać się z błędnego usposobienia, zgodnie z wypowiedzią proroka: „Oto ja zagrodzę drogę twoją cierniem i zagrodzę ją parkanem" (Oz 2,6).
Skruszony długą chorobą, jak na to zasługuje taki upór ludzki, który jedynie cierpieniem daje się naprawić, wszedł w siebie i zaczął się zastanawiać. Kiedy już trochę odżył, i celem odzyskania zdrowia zaczął chodzić po domu tu i tam, podpierając się laską, pewnego dnia wyszedł na pole i patrzył ciekawie na okolicę. Ale piękno pól, rozkoszny czar winnic i wszystko, co raduje oczy, zupełnie go nie ucieszyło. Przeto dziwił się nagłej swej zmianie i doszedł do wniosku, że bardzo głupi są amatorzy tych rzeczy.
- Od tego dnia zaczął się mało cenić i mieć w pewnej pogardzie to, co przedtem podziwiał i kochał. Ale jednak nie całkowicie i nie naprawdę, bo jeszcze nie uwolnił się z więzów próżności, ani nie zrzucił z głowy jarzma przewrotnej niewoli. Bo niezwykle ciężko jest porzucić przyzwyczajenia, a raz wrażone w duszę niełatwo wykorzenić. Zazwyczaj duch, nawet po długiej przerwie, powraca do pierwotnych przyzwyczajeń, a wada w końcu staje się drugą naturą. Franciszek przeto jeszcze usiłuje uciec przed ręką Boga. Wnet zapomina o Jego ojcowskim skarceniu. Przy sprzyjających mu okolicznościach myśli o sprawach światowych, a nie znając woli Bożej, obiecuje sobie zdobycie doczesnej i jeszcze większej próżności.
Albowiem pewien szlachcic z miasta Asyżu czynił wielkie przygotowania rycerskie. Nadęty wichrem próżnej chwały postanowił udać się do Apulii celem zarobienia pieniędzy lub pomnożenia zaszczytów.8 Usłyszawszy to Franciszek, jako że był płochy i niezwykle śmiały, poszedł z nim w zawody, choć nierówny mu szlachectwem pochodzenia ale wyższy ambicją, choć uboższy w bogactwa ale hojniejszy gestem.
- Pewnej nocy, kiedy cały pogrążył się w przemyśliwaniu, jakby tego przedsięwzięcia dokonać, i palił się do wyprawy, wtedy ten, który uderzył go był rózgą sprawiedliwości, nawiedza go słodyczą łaski w nocnym widzeniu, a jako chciwego chwały mirażem chwały pociąga go i podnosi.
Ujrzał swój dom cały zapełniony rycerską zbroją, mianowicie siodłami, tarczami, włóczniami i innym sprzętem, a ciesząc się bardzo, dziwił się po cichu, cóż by to było. Nie nawykł bowiem widywać takich rzeczy w swoim domu, raczej bele płótna na sprzedaż. Gdy tak niemało zdumiewał się nagłym obrotem rzeczy, odpowiedziano mu, że ta wszystka zbroja będzie jego i jego żołnierzy.
Rano, obudziwszy się, wstał radosny na duchu i sądząc, że widzenie wróży mu wszelką pomyślność, upewnił się co do powodzenia swojej drogi do Apulii. Nie wiedział bowiem, co mówi, i nie rozpoznał jeszcze daru danego sobie z nieba. Wszakże mógł spostrzec, że jego tłumaczenie tego widzenia nie jest prawdziwe, ponieważ zawierało ono wrażenie sukcesów rycerskich, a jego zwykle nie cieszyły takie rzeczy. Musiał bowiem poniekąd przymuszać się siłą, by wykonać zamysły i doprowadzić do skutku upragnioną wyprawę.
Piękne to i stosowne, że zaraz na początku (powołania Franciszka) zbroi się go i daje mu się broń jako rycerzowi, co ma walczyć przeciw mocno uzbrojonemu przeciwnikowi, żeby jak drugi Dawid w imię Pana Boga zastępów uwolnił Izraela od zastarzałego szyderstwa wrogów.
8 W Apulii Walter z Brienne, dowódca wojsk Innocentego III walczył przeŹciw namiestnikowi cesarskiemu Markwaldowi, który nie chciał dopuścić papieża do opieki nad młodocianym Fryderykiem II, jak tego chciała Konstancja, matka Fryderyka (por. O. Englebert, Zycie św. Franciszka, Niepokalanów 1951, s. 31-32).
|